Fantastyczna idea - pomyślałem rok temu gdy pierwszy raz przeczytałem o programie Laboratoria przyszłości. Wreszcie edukacja pójdzie w stronę konstrukcjonizmu, dzieciaki będą pracować metodą projektu, uczyć się pracy w grupie. Nauczą się projektowania, podstaw elektroniki i programowania. Będą rozwijać myślenie projektowe, matematyczne a do tego doskonalić kompetencje miękkie.
Po roku przyglądania się temu programowi mój entuzjazm bardzo opadł. Jestem nauczycielem liceum ale znam wielu nauczycieli szkół podstawowych i czasem gadamy na ten temat. Jak to więc wygląda w rzeczywistości? Po pierwsze szkoły jak zwykle przepłaciły kilkukrotnie za każdy zakupiony sprzęt. Pewna Pani dyrektor poprosiła mnie o radę w sprawie wyboru drukarki 3D. Zarekomendowałem Prusa mini+ (uważam, że świetny stosunek jakość/cena), zaproponowałem też pomoc przy złożeniu i uruchomieniu. Szkoła kupiła sprzęt za prawie 10000zł bo miał w zestawie scenariusze lekcji i bazę gotowych modeli do pobrania. Ok jest sprzęt - jak wyglądają zajęcia? Nie we wszystkich szkołach drukarka została już wyjęta z pudełka, a tam gdzie została dzieciaki w zespołach wybierają model do wydrukowania i patrzą na proces drukowania. W jednej szkole projektują breloczki, które będą drukowane - ale na tym się kończy plan wykorzystania drukarki w tym roku. Zdjęcia zrobione, FB bije brawo - jest super.
Kolejny przykład to stacje lutownicze - zerknijcie przykładowo na zakładkę Laboratoria przyszłości na Botlandzie. Czy naprawdę dzieciaki potrzebują sprzętu za 600 -700 zł? Nie starczyłaby lutownica za 60-100zł? Efekt jest taki, że w szkołach zakupiono po jednej stacji lutowniczej bo była obowiązkowa i trzeba jakoś zrobić zdjęcia do wymaganej dokumentacji. Jeden z dyrektorów nie zakupił nawet cyny bo "kawałek ma w domu, a przecież dzieci i tak nie będą lutowały".
Wśród zestawów obowiązkowych były mikrokontolery. Pierwsze co mi przyszło do głowy to Arduino, MicroBit i zestawy Forbota. Nie wiem jak to wygląda w skali ogólnopolskiej ale wśród znanych mi podstawówek ani jedna się na to się nie zdecydowała. Zakupiły natomiast gotowe zestawy- roboty czasem wymagające skręcenia kilku śrubek, wpięcia przewodów w gotowe gniazda i wgrania przygotowanego przez producenta softu. Jest nowoczesna edukacja? A jakże jest!
Reasumując uważam, że szkoły czyli dyrektorzy i nauczyciele nie byli przygotowani na ten program. Powinien być poprzedzony szkoleniami (może płatnymi aby zachęcić nauczycieli do podnoszenia kompetencji). Gdyby z tych 80k otrzymanych przez szkołę nauczyciel za udział w szkoleniu dostałby 1k czy 2k to wybrałby sprzęt z którego umie skorzystać a to przełożyłoby się na wymierne korzyści dla uczniów. Jestem bardzo rozczarowany tym programem, ale oceniam go przez pryzmat znanych mi kilku szkół. Mam nadzieję, że w skali ogólnopolskiej wygląda to inaczej i że za rok czy półtora w Polskich szkołach koła robotyki, IoT czy choćby projektowania 3D będą tak popularne jak chóry szkolne.
Ministerstwo zapowiedziało rozszerzenie programu o szkoły ponadpodstawowe - ciekawe czy tu będzie inaczej?